środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 7

Otworzyłam je z promiennym uśmiechem na twarzy, ale zamiast Pawła ujrzałam Darię, która z impetem weszła w głąb przedpokoju.
- Nie dostałaś sms’a? – zapytałam z lekką obawą. Jak Paweł się tu zjawi to będę miała nie tylko ciekawy wieczór ale też jutrzejszy dzień, który upłynie mi na odpowiadaniu na niezliczoną ilość pytań przyjaciółki.
- Dostałam. Wpadłam tylko po..- zawiesiła patrząc na mnie… Mhm, już rozumiem. Randkę masz. Trzeba było mówić wprost. Nie wracałabym się po ubrania.
- Nie randkę, ja po porostu… - Przerwało mi pukanie do drzwi. „
No pięknie” pomyślałam. W momencie otwarcia drzwi niemalże widziałam zdziwienie na twarzy przyjaciółki mimo to, że stałam tyłem do niej. Za drzwiami natomiast nie ujrzałam tego kogo się spodziewałam.
- Grzesiek? Co Ty tutaj robisz… - zapytałam lekko zakłopotana
- Chciałem się dowiedzieć co z Darią.
- To czemu nie pojechałeś do szpitala?
- Nie wiem, do którego. Nie wiem nic. Martwię się o Nią. Mówiąc to niemalże rzucił mi się na szyje i zaczął płakać. Tak dwumetrowy światowej klasy sportowiec wypłakiwał mi się w moją dżinsową świeżo uprasowaną sukienkę.
Grzesiek! – Krzyknęłam na niego, wyrwałam się z jego objęć i poszłam do pokoju po telefon. Spisałam na kartce nr telefonu do Darii, do jej mamy, lekarza prowadzącego i na wszelki wypadek jeszcze na izbę przyjęć.
Wręczając mu kartkę powiedziałam Zadzwoń najlepiej do jej mamy, albo jedź do szpitala – tam Ci wszystko powiedzą.
- Nie wiem jak mam Ci dziękować. Ponownie rzucił mi się na szyję.
- Cześć, Paweł. Powiedział na odchodne. A ja dopiero po jego wyjściu zdałam sobie sprawę, że drzwi od domu były cały czas otwarte.
Nie wiele myśląc machnęłam ręką w stronę przedpokoju
- wchodź.
Wskazując na zdezorientowaną przyjaciółkę rzekłam
- Daria, ale ona zdaje się zaraz wychodzi.
- T t tak… Ja wychodzę. Minęła Pawła i wręcz zbiegła po schodach.
-Ja…. Bardzo Cię przepraszam za to przed chwilą. Już Ci wszystko wyjaśniam. Kawy czy herbaty się napijesz?
- Anka… uspokój się, usiądź odetchnij…
Spojrzałam na niego.
- Co się stało, że przyjechałeś do Torunia? – zadałam pytanie stawiając na gazie czajnik z wodą.
- Nie wiem czy pamiętasz…. Mam tu rodzinę i…
Jak bym mogła nie pamiętać, sam po powrocie z Mazur, wręcz prawie zaciągnął mnie do jakiejś tam kuzynki, i koniecznie musiał zapoznać z ciocią…
… ciocia jest załamana bo nie umie sobie z tym wszystkim poradzić. – Ty mnie w ogóle słuchasz?

- Jasne… - odparłam jak najpewniej tylko było to możliwe. – Ciocia…  - urwałam.. Usiadłam na krześle po drugiej stronie stołu. Cholerna nie tak sobie wyobrażałam te święta… Mruknęłam ze smutkiem.
Podszedł i objął mnie ramieniem. Spojrzał w oczy i powiedział z powagą: może ja nie potrzebnie przyjechałem, tylko zwalam Ci się na głowę. Już miał iść do przedpokoju i zarzucić Bełchatowską torbę na ramię kiedy jednym susem doskoczyłam do niego, odwróciłam twarzą do siebie i zagroziłam surowym tonem: Jeśli w tym momencie wyjdziesz, więcej możesz się do mnie nie odzywać, usunąć mój numer i o WSZYSTKIM zapomnieć – zaakcentowałam to słowo. Zostań, potrzebuje bratniej duszy.
Wrócił do stołu, ale bacznie mi się przyglądał… A ja obserwowałam jego, tak się w niego zagapiłam, że prawie wylałam czajnik z wrzątkiem…
- O nie moja droga tego już za wiele. - Odparł zabierając mi parujące naczynie. W tym o to momencie idziesz wziąć gorącą kąpiel… Spojrzałam na niego osłupiała.
- Jest szósta popołudniu
- Nie ważne, przyda Ci się – ochłoniesz. Wtedy znów będziemy mogli o czymkolwiek porozmawiać. Za pół godziny chcę Cię widzieć w salonie z uśmiechem na twarzy i burzą Twoich pięknych włosów mokrych od wody.
Gdy ja dalej nie pewna tego co właściwie robię nalewałam gorącej wody do wanny Paweł uchylił drzwi i zapytał szeptem…
- Mogę wyjąć z barku korkociąg.
- Jasne… - na co u licha mu korkociąg…
Po nie całych 20 minutach brana w sukienkę z dżinsu, która na szczęście nie była tak totalnie pognieciona przez Grzegorza K. i grzebieniem rozczesując włosy weszłam do salonu, gdzie Libero nie mal wcisnął mi do ręki kieliszek białego wina… no tak a do czego normalnym ludziom korkociągi..
- Od razu lepiej wyglądasz
- Szczególnie z tą zawieruchą na głowie… - nie patrz tak na mnie…. Kilkoma łykami wypiłam bladozieloną ciecz z kieliszka, sięgnęłam po butelkę…
- Nie rozpędzaj się tak… są święta.
- Gdzieś mam takie Boże Narodzenie…
Piliśmy w milczeniu… Po 3 wypitym kieliszku wyrwał mi go z ręki. I odstawił na drugi koniec stołu… Dobrze wiedział, że nie będzie mi się chciało po niego fatygować.
- co Ty….
- Starczy już. Idź spać.
- Najpierw wyganiasz mnie do łazienki a teraz do łóżka… Powoli Panie Zatorski, powoli…
Mimo moich szczerych oporów jakoś udało mu się mnie dociągnąć do mojego pokoju i usadowić na łóżku.
- No już. Śpimy.
- Ale ja nie chcę. Zrobiłam minę jak naburmuszona dziewczynka…
- Anka… błagam, połż się, nie mam siły z Tobą walczyć
Położyłam się, nie chciałam mu robić przykrości, w duchu moja podświadomość już mnie informowała, że ostro się jutro będę musiała przed nim z tego tłumaczyć.
- Paweł ja…. – powzięłam próby tłumaczenia…
Uciszył mnie dotyk jego ust…. Cholera jasna on to naprawdę zrobił?
-Śpij już. – Powtórzył te słowa już po raz kilkunasty. Usłyszałam zamkniecie drzwi i melodię wlewania bladozielonej cieczy do kieliszka… Nie chciał pić przy mnie… Ciekawe co go naprawdę tu przywiodło… Mam nadzieję,że nie przeszłość….


wtorek, 28 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 6

Po przebudzeniu miałam w głowie tysiące myśli.. Szpital.. Kościół.. Uczelnia.. Spojrzałam w okno przez zasłonięte żaluzje. Ciemność.. Sięgając po telefon chciałam ujrzeć na wyświetlaczu co najmniej godzinę 7.30. zamiast tego ujrzałam 2 sms’y i jedno nie odebrane połączenie. Mama pisała, a Daria dzwoniła.. Mam nadzieję, że dotarła cała i zdrowa do domu. Paweł przemknął mi przez myśl.. Zdawało mi się, że dzwonił? Zerknęłam na wykaz połączeń. Dzwonił – jednak. Na sercu zrobiło mi się jakoś dziwnie cieplej.. Nie nie … Drugi raz nie wchodzi się do tej samej rzeki. Teraz nie mam głowy na myślenie o nim. Przyjaciółka w szpitalu, kilka egzaminów zaraz po świętach. O nim zacznę myśleć w okolicach stycznia jak będzie się zbliżał mecz.. Póki co trzeba wstać – powiedziałam do siebie. Tak też zrobiłam, w kuchni ujrzałam dziwny nie ład.. ale jakoś w zadziwiająco szybkim tempie to wszystko ogarnęłam. Coś mnie podkusiło żeby napisać do Pawła. W zadziwiająco szybkim tempie odpisał. Zrobiłam sobie kawy i poszłam do pokoju, miałam zamiar troszkę posprzątać wyglądało tam jak po przejściu huraganu.. Książki, ubrania wszystko na kupie. Co się ze mną dzieje – pomyślałam.Nigdy nie utrzymywałam zbyt wielkiego porządku, ale to co teraz prezentował mój pokój przechodziło samą mnie. Koło godziny zajęło mi ogarnięcie tego wszystkiego. W między czasie zadzwoniła Daria, powiedziała, że u mnie zjawi się dopiero pod wieczór bo pojechała z rodzicami gdzieś tam – chyba do babci . Ja poszłam do swojej. Przeprosiłam za wczorajsze wyjście w pośpiechu, ale nie tłumaczyłam o co chodzi. Póki co niech jak najmniej osób o tym wie. Tomek z rodzinką już powrócił do Warszawy a z kolei Ciocia pojechała do Gdańska.. Zawsze tam jeżdżą jak są w Polsce chyba taki sentyment.. Ja podobnym darzę Przydwórz. Często tak jeżdżę.. Najlepsze miejsce do przemyśleń i odpoczynku, gdy w głowie pojawia się za dużo myśli. Gdańsk nie dla mnie , ale skoro to tam spędziła początki swojego dorosłego życia. Dobre wrażenia trzeba kolekcjonować. W takim razie skoro ja all the time jestem tu w Toruniu, to może powinnam wyjechać? Zacząć wszystko od nowa w zupełnie innym miejscu, zupełnie od początku. Zamknąć za sobą wszystkie pootwierane tu drzwi, i powiedzieć sobie „Czas wyruszyć w nieznane” Nie wiedziałam jednak, że moje przemyślenia się urzeczywistnią i już nie długo będę pakować walizki i wyjeżdżać. Tak siedząc i rozmyślając nawet nie zauważyłam że zadzwonił telefon. Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
-Słucham
-Hej! Nie przeszkadzam ? Usłyszałam w słuchawce głos bełchatowskiego Libero,
-Skądże. Jak tam po świętach ?
- A póki co dobrze, ale już za moment powrotem zaczną się treningi to nie będzie tak kolorowo. Trener nie pozwala na zbyt długie leniuchowanie. Wiesz… - wyczułam w głosie niepewność.
- Tak..
- Właśnie jestem we Włocławku… Miałabyś coś przeciwko jak bym zajrzał na chwilę?
- No co Ty, zapraszam. Wiesz, że drzwi do mnie są zawsze otwarte.
-To będę za jakąś godzinę bo muszę jeszcze coś załatwić.
- Do zobaczenia. – Rozłączyłam się. Ciężko westchnęłam po czym musiałam odebrać kolejny telefon.
- Witam dr. Kobak z tej strony, rozmawiała Pani wczoraj ze mną na temat stanu zdrowia Pani przyjaciółki.
- Dzień dobry, tak.. Stało się coś.
- Obudziła się. Stan jest stabilny. Wszystko wraca do normy.
- Dziękuję bardzo za informacje. Odwiedzę ją wieczorem , a jeśli nie to jutro z samego rana. Jeśli to możliwe proszę mnie informować.
- Oczywiście. Rodzice pacjentki są już na miejscu jak by co oni są o wszystkim informowani na bieżąco
- Rozumiem . Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia
- Do widzenia.
Napisałam Darii sms’a, streszczając co się stało.. Powiedziałam, że jak nie musi lepiej żeby nie wracała.. Nie chciałam żeby zobaczyła tu Pawła.. Mogłaby zadawać za dużo pytań.. Na wyświetlaczu pojawiła się nowa wiadomość. „Będę za kwadrans. Paweł ;*”
Znów mimowolnie się uśmiechnęłam i stwierdziłam, że trzeba jakoś wyglądać. Otworzyłam szafę w pokoju.. I jęknęłam kolejny wielki bajzel.. Zdążyłam ubrać sukienkę, usłyszałam dzwonek do drzwi

Sorry że tak późno, ale totalny brak czasu na wszystko.
Coś się pojawiło za dłuuuugimi namowami mojej kochanej Darii, dzięki za pozytywnego kopa w tyłek kochana ;*
Wena jakaś tam jest więc myślę że jakoś to ogarnę, tylko żebyście chcieli to czytać było by mi miło ^^
See*Ya 

piątek, 27 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 5

-Muszę wyjść – powiedziałam ubierając w pośpiechu buty, zarzucając na siebie kurtkę i krzywo nakładając na głowę czapkę.
- Co się… .

Później mamo, później. Teraz nie mam czasu. Jeszcze raz przepraszam. Powiedziałam w pośpiechu wychodząc i spoglądając na zdziwione miny maluchów
Pędziłam z prędkością dość zawiłą chodziło mi po prostu o to aby jak najszybciej dojechać do szpitala…
Zaparkowałam na miejscu oznaczonym kopertą, i popędziłam do izby przyjęć.
- Dzień dobry. Dostałam przed chwilą od państwa telefon, że leży tu moja przyjaciółka
-Nazwisko ? – spytała recepcjonistka głosem tak znudzonym że aż jeszcze bardziej się zdenerwowałam
- Kosok. Daria Kosok
- A Pani jest ?
- Przyjaciółką, ale póki co jedyną osobą, która może ją odwiedzić. Rodzina przyjedzie dopiero za co najmniej 11 godzin
- Spojrzała na mnie wrednym wzrokiem. A ja czekałam.
- Sala nr 17, drugie piętro.
Pognałam na górę, nawet nie wymawiając krótkiego dziękuje.
Przed drzwiami od Sali, zatrzymałam się na chwile zastanawiając się czy powinnam tam wejść.
Uchyliłam drzwi. Zobaczyłam dwa łóżka.. Biel na ścianach przypomniała mi od razu moje pobyty w szpitalu.. Odsunęłam od siebie te wspomnienia bo choć dawno temu i bardzo krótkie były bardzo nie przyjemne.
Leżała… Podłączona mnóstwem kabelków do tych wszystkich urządzeń.. Spała… Ciekawa byłam jej, stanu co się stało, jak.. Lekarz powiedział mi tylko tyle że miała wypadek.. Zderzyła się z innym autem, Kierowca tamtego zjechał na przeciwległy pas.. Był pijany.. Przez pamięć przemknęły mi nasze rozmowy jak zdawała to prawo jazdy, jak narzekała na kursanta, na nasze dziurawe drogi zazdrościłam jej odwagi.. Sama po jej długich namowach i rodziców zresztą też sama zdecydowałam się na prawko, o dziwo spodobało mi się i zaczęłam jeździć, jak już zdałam prawie wszędzie poruszam się autem.
Z zamyślenia wyrwał mnie lekarz..
- Pani…?
- Pasternak, przyjaciółka Darii, wskazałam nikłym ruchem głowy na łóżko na, którym leżała. A na dźwięk swojego nazwiska mimowolnie dotknęłam dłonią wisiorka, który dostałam od Pawła.. Kiedyś tak mi bliski a kilka godzin temu nie poznałam jego głosu przez telefon..
- Możemy porozmawiać?
- Oczywiście. Wyszłam za nim z Sali i przeszłam spory kawałek.. Jeny jakie te hole w tym szpitalu są długie…
Usiadłam na krześle, które jak się domyśliłam było przeznaczone dla mnie
- Pani przyjaciółka …
- Proszę mówić prosto z mostu.. – Spróbowałam pomóc mu zacząć
- Nie odniosła aż tak poważnych obrażeń, ale biorąc pod uwagę jej.. ogólny stan zdrowia.. Wstrząs mózgu, złamana ręka.. Dla każdego nie aż tak poważna jednak..
- Ma pan na myśli to, że osoby niepełnosprawne dwa razy dłużej będą dochodzić do siebie po wypadku, który dla osoby zdrowej … zrobiłam teatralną pauzę szukając odpowiedniego słowa. Który u osoby zdrowej nie wywołał by aż tak poważnych powikłań niż wskazują na to nazwy.
Kiwnął głową, ale z jego wyrazu twarzy udało się ujrzeć dość duże zaskoczenie tym w jaki sposób wyjaśniłam sama sobie to co on chciał mi przekazać.
Straszne, niby niepełnosprawność nie jest w naszym kraju czymś obcym, wręcz przeciwnie jest.. dość powszechna a jednak nawet lekarze traktują nas… tak jak by nas próbowali chronić przed światem zewnętrznym mimo, że wcale tego nie potrzebujemy..
Omówiłam z nim jeszcze kilka spraw… Zadałam kilka istotnych pytań. Poprosiłam ze jeśli się obudzi, mają natychmiast do mnie zadzwonić
Pożegnałam się, zadzwoniłam do mamy mówiąc, że wracam do siebie. Nie pytała czemu, zawsze wiedziała kiedy należy nie pytać. Odetchnęłam wychodząc ze szpitala, zanim natomiast odpaliłam silnik odszukałam w galerii zdjęć swojego telefonu, zdjęcie z mojego ulubionego meczu na którym byłam.. Jeden mecz a tyle zmienił.. Uśmiechnęłam się do siebie mimo smutku który czułam w sercu. Spojrzałam na zegarek.. 23:00. Zdążę na pasterkę.. Zapięłam pas i ruszyłam przed siebie.
_____________________________________________________
Przepraszam za długą nie obecność.
Wracam , odmieniona i pełna sił
I promise
#Eve

czwartek, 12 września 2013

ROZDZIAŁ 4

U babci jak to u Niej wielkie zamieszanie. Z roku na rok ich duży pokój chyba się zmniejsza, albo nas przybywa. Dzieciaki rosną jak na drożdżach. Justyna wszystkim opowiadała czego to nowego się w przedszkolu nauczyła. A Michał był co i rusz przepytywany z tabliczki mnożenia. Poszłam sobie zrobić herbatę, w między czasie Michał wpadł do kuchni.
- 2razy2?
-Ania… Daruj sobie proszę.
-Wybacz. Herbatki chcesz?
- Poproszę.
- Idź, do pokoju zapytaj kto co chce.
Wrócił po chwili
- 4 kawy i 5 herbat.
- O jej, to przygotowuj kubki a ja nastawię drugi czajnik
J
Czekając na wodę, siedzieliśmy i wpatrywaliśmy się w śnieg pruszący za oknem. Nie pamiętam Bożego Narodzenia ze śniegiem.
- A może poszłabyś ze mną jutro na sanki?
Zanim odpowiedziałam musiałam chwilę zastanowić się nad tym co usłyszałam. Ja z dziećmi na sanki ..?
- Ale pod  warunkiem, że Justynka idzie z nami.
Kiwnął głową i przytulił mnie. Dźwięk gwizdka zawiadomił mnie o ugotowaniu się wody.
-Zawołaj mamę, niech weźmie kubki.
Pijąc kawę, co niektórzy barszcz rozmawialiśmy sobie. Po jakimś czasie usadziliśmy Michała pod choinką, żeby porozdzielał prezenty.
Babcia dostała kalendarz. Każdy wnuk w czterech miesiącach roku.. Dopiero teraz dotarło do mnie po co mama kazała mi wybrać kilka swoich zdjęć.. Kiedy jakiś wnuk miał urodziny, zostało to oznaczone osobnym zdjęciem w danym dniu.  Ja dostałam perfumy.. Znów mi ich starczy na pół roku, kilka książek będę miała co czytać w przerwie między jedną sesją a drugą. A ja jeszcze zamierzam zacząć drugi kierunek, ale póki co taki zamysł urodził się tylko w mojej głowie. Nikomu jeszcze o tym nie mówiłam. Na myśl o tym wszystkim aż westchnęłam.
-Co jest Kapiszon ? – Marta wyrwała mnie z zamyślenia i przez moment nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-A tak myślę o studiach.
-Nie myśl tylko bierz się do roboty, nie ma na co czekać. Jak teraz odpuścisz to potem się nie pozbierasz. A filologia to nie jest byle co. Takie studia to już nie liceum.
- Wiem. I nie musisz mi mówić co mam robić. Póki co mam kilka dni wolnego a po nich biorę się do pracy. Nie musisz się martwić. – Urwałam rozmowę trochę nerwowo, nie lubiłam takiego gadania. A wszyscy dookoła uważają, że ja nadal jestem małą dziewczynką i trzeba mi mówić co mam robić. Nie wiedziałam czy mam mówić dalej czy lepiej będzie wyjść, ale decyzję za mnie podjął mój telefon, który akurat zaczął dzwonić. Machnęłam cioci przed oczami telefonem i wyszłam odbierając.
- Halo.
-Hej, nie przeszkadzam ?- usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
- Nie skądże. – odpowiedziałam zastanawiając się z kim ja właściwie rozmawiam. Nie zdążyłam zerknąć na wyświetlacz nim nacisnęłam zielony przycisk.
-Słyszałam, że będziesz u nas na meczu ?
- U was? Taaak, będę. „Z kim ja do cholery rozmawiam..?”  -Zapytałam siebie w duchu
Rozmówca chyba wyczuł, że nie za bardzo wiem z kim rozmawiam bo raczył się przedstawić.
-Paweł, Libero SKRY Bełchatów.
- Aaaah. Tak, teraz już wiem. Wybacz, zgubiłam Twój numer. A skąd Ty wiesz, że będę w Bełchatowie 4 stycznia ?
- <cisza>
- Hmm. Już rozumiem – odparłam uśmiechając się sama do siebie.
- Jak by co to ja nic nie wiem.
- Jasne jasne. Już ja się wszystkiego dowiem.
- Jak chcesz to prowadź dochodzenie. – wyczułam w jego głosie, że się uśmiecha. – Tak w ogóle chciałem życzyć wesołych świąt. I szczęśliwego Nowego roku.
- Dzięki dzięki, wzajemnie. I dla reszty chłopaków też. Dla Bartka Michała no wiesz.. Każdego z osobna.

-Przekażę, jak tylko się z nimi zobaczę tym czasem wracam do rodziców.
-Okej, dzięki jeszcze raz za pamięć. Pa
-Papa.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i wróciłam do pokoju gdzie zastałam tylko tatę i dziadka. Wujkowie siedzieli w pokoju obok i wspierali Maćka w układaniu wyrazów a ciocie wspierały babcię w myciu naczyń. Zabawne. Co roku taki sam scenariusz. Mimo tej monotonii zawsze jest ciepło i rodzinnie a oto w te święta chyba chodzi przede wszystkim, prawda ?
Usiadłam sobie na ziemi i bawiąc się z Justynką przysłuchiwałam się rozmowie starszych, w między czasie mama zrobiła kolejną herbatę a wujek zdążył ograć brata w makao
J
Brakowało mi tej beztroski, którą odczuwałam siedząc tak sobie z dzieciakami. Jak się pracuje czy studiuje to nie ma się często nawet czasu usiąść i spokojnie pomyśleć o tym co Cię dookoła otacza. Z kolejnego tego wieczoru zamyślenia wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Patrząc kto dzwoni odebrałam z uśmiechem, nie myślałam jednak, że przeżyję taki szok..

sobota, 31 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 3.

ROZDZIAŁ 3.

- Ania? Nie przeszkadzam ? – Usłyszałam w słuchawce.

- Hej, - nie skądże- odparłam szczęśliwa, że nie słyszał tego co przed chwilą powiedziałam
- Czyli mam rozumieć , że widzimy się trzydziestego pierwszego?
- Ja będę na pewno.
- No to bardzo się cieszę…
Czułam że chce spytać o coś jeszcze.
- Stało się coś?
- Nie… Chciałabyś się spotkać? – dodał po chwili.
- Bardzo chętnie, ale dopiero po świętach.
- Jasne. To ja się jeszcze do Ciebie odezwę. Wesołych Świąt.
- OK, i wzajemnie. Pa.
Wzięłam z kuchni herbatę i przed snem zajrzałam jeszcze do Darii.
- Poszłabyś ze mną na tą impreze do Patryka? Głupio będę się tam czuła, z Tobą będzie mi lżej.
- W sumie to i tak nie miałam żadnych planów, ale skoro prosisz.. J
- Dzięęęki. Przytuliłam ją.
- Naprawdę nie ma za co. Przestań bo mnie udusisz.
- Sorry. Idę spać jutro czeka mnie dłuuugi dzień.
- Branoc.
Następnego dnia wstałam po 12, a musiałam jeszcze popakować prezenty i ustroić choinkę. Jak by tego było mało zabrakło mi papieru do pakowania prezentów, ale zdążyłam dokupić. Teraz to mam tego tyle, że starczy na kolejne kilka lat. Z ubiorem choinki na szczęście pomogła mi Daria, bo sama bym tego nie ogarnęła, mnóstwo bombek, łańcuchów, w które nie szło się nie zaplątać. Po jakiejś godzinie krzywo bo krzywo ale stała. Lampki nie rozwaliły bezpieczników. Byłam z siebie dumna. Po południu dokończyłam sałatkę. Usmażyłam pierogi. Zrobiłyśmy sobie mini – wigilię. Podzieliłyśmy się opłatkiem, rozdałyśmy sobie prezenty.
- Kochana, aby Ci dobrze z tym angielskim szło i żebym w 2017, już na początku widziała Cię szczęśliwą z Patrykiem .
- Nie pójdzie tak szybko nie bój się, ale dziękuje. – przytuliłam ją.
A Tobie życzę żeby cię ta architektura maksymalnie nie znudziła. Żebyś też w przyszłym roku była szczęśliwa z tym jedynym u boku, zdrówka jak najwięcej i radości na co dzień. Podjadłyśmy trochę, choć nie wiele żebyśmy miały miejsce na przepyszne jedzenie naszych mam.
- Micuś, zejdź muszę rozpakować prezenty – upomniałam mojego kota. Mruknął tylko i odwrócił się  w drugą stronę.
- Ja Ci podam – powiedziała koleżanka odkładając sztućce sięgając po dwie dość spore paczuszki.
Perfum jej się spodobał a książka „Pielęgnacja ogrodów, żywopłotów i traw” chyba tez była trafiona. Ja dostałam książkę. Kryminał te lubiłam najbardziej a tej konkretnej akurat nie czytałam choć książek tej pisarki miałam w pokoju całą półkę. W paczce znajdowała się też mała koperta. – Co to ?  spytałam
- Odpakuj a nie się pytasz.
4.01.17.  Mecz Skry z JSW… Oniemiałam .
- Jak Ci się udało je zdobyć?- Poszły już po 24 godzinach od początku sprzedaży.
- Ma się te sposoby.
J
- Dzięęęęęęęęęęęęęęęęęęęeeekuję. Rzuciłam jej się na szyje, kot wylądował pod stołem a sok który piła na obrusie.
- No brawo… rzekła spoglądając na jeden wielki bałagan na stole. Nie ma za co, drobiazg.
Po skończonych czułościach trzeba było, ogarnąć co nie co w pokoju. Po zmywałam naczynia, rozpuściłam włosy, zabrałam paczuszki, wsiadłam w samochód i pojechałam do rodziców. Bardzo broniłam się przed zrobieniem prawa jazdy ale jednak po pierwszym roku stwierdziłam, że będzie mi ono niezbędne. Nauka nie była dość trudna, praktyczny egzamin zdany za II podejściem. Kolejne dość spore osiągnięcie w moim krótkim acz dość skomplikowanym życiu.
Punkt szósta stawiłam się u rodziców. Mamie humor dopisywała, tacie też, ale jak to on u niego humor nigdy nie trwa zbyt długo. Ledwo weszłam a z kuchni słyszę :
- Aurelia, czemu Ty to tu postawiłaś ??
- A gdzie miałam postawić jak na stole już miejsca nie ma ?
- Witam – powiedziałam wchodząc do pokoju. – Możecie chociaż dziś się nie kłócić? Jaka Wigilia taki cały rok.
Spojrzeli na mnie i przeszli do kuchni. Ja w tym czasie położyłam prezenty pod choinką.
Jacka i Marty jeszcze nie ma ?
- Są, poszli już do babci.
- Aaa.. Jestem przyzwyczajona do natłoku walizek jakie przywozili ze sobą Gośka z Tomkiem. Mama słysząc to uśmiechnęła się a my przeszliśmy do Wigilijnych zwyczajów. Tradycyjnie dzielenie się opłatkiem , błahe acz szczere  życzenia, mnóstwo żarcia. Spojrzałam na to i westchnęłam
- Tylko mi nie mów że nie jesteś głodna.
- Jeszcze jestem , ale u babci to już chyba nic nie tknę.
Tata prawie że rzucił się na jedzenie, ja nałożyłam sobie trochę ryby i wlałam soku do szklanki.
- Spędzasz gdzieś sylwestra?
Zdziwiłam się słysząc to pytanie z ust taty. On raczej nigdy nie interesował się takimi rzeczami.
- Kolega mnie zaprosił do siebie. Idziemy razem z Darią. Przyjechała do mnie i kazała was serdecznie pozdrowić.
- Też ją pozdrów, dawno jej nie widziałam, może wpadniecie kiedyś do nas?
- Jasne, na pewno się ucieszy. Uśmiechnęłam się po czym dokończyłam jeść rybę. Po rozdaniu prezentów, spakowaliśmy kolejne, ubraliśmy się i skierowaliśmy się do auta.
W drodze do babci rozmawialiśmy, w między czasie zadzwoniła Daria i oznajmiła że nie pojechała do Bytomia gdyż pokłóciła z mamą. Zaprosiła mnie do siebie w drugie święto. Stwierdziłam, że pójdę. Skoro i tak będzie siedzieć sama a i ja żadnych konkretnych planów nie miałam, więc co mi szkodzi.

I jak wakacje wakacje i po wakacjach co? Ja szkolnych serdecznie pozdrawiam. Tak jeszcze 30 dni wolnego. ;]
Miłego dnia i miłego czytania życzę. ;*
Enjoy~!

wtorek, 27 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 2

Rozdział 2.

-Eve… - szepnęła przyjaciółka lekko mnie szturchając.

- Mhm – mruknęłam nie odrywając wzroku od okna.
-Czy to nie Patryk ?
-Co ?.... – spytałam i odwróciłam się. Oniemiałam.
Tak, faktycznie Patryk ten sam Patryk, do którego wzdychałam przez połowę liceum. W III klasie dałam sobie spokój  choć moje myśli często wracały do jego osoby. Miło było po tak długim czasie zobaczyć jego wyraźne niebieskie oczy i uśmiech, który towarzyszył mu prawie zawsze, który tak bardzo uwielbiałam.
- Nie podejdziesz?
-Zwariowałaś?? Nie widziała mnie prawie 3lata. Już mnie pewnie nie pamięta.
Zdążyłam to powiedzieć a za plecami usłyszałam JEGO głos
-Ania ?
-Patryk ? – Udałam zaskoczenie. Nie wiem dlaczego ale odruchowo wstałam i przytuliłam się do niego. Odwzajemnił uścisk.
-Miło Cię widzieć.
-I wzajemnie. Co Ty tutaj robisz?
-Umówiłem się z bratem ale jak widzę jeszcze go nie ma.
-Siadaj. Zrobiłam mu miejsce obok siebie. A my sobie z Darią rozmawiamy. Wy zdaje się już kiedyś się poznaliście.
-Dawno temu. – rzekł. Studiujesz tu? Skierował pytanie do Darii.
-Nie, w Poznaniu. Architekturę a Ty?
-UMK. Biologię.
-Ooo.
-Tobie się udało. Gratuluje
Spojrzał na mnie pytająco.
-Mnie się nie udało, ale jestem na filologii, też na UMK
-Współczuje. Macie plany na Sylwka?
Zaprzeczyłyśmy kiwnięciem głowy..
-To może…. -  w pół zdania przerwał mu dzwonek jego telefonu
Sorry dziewczyny, muszę lecieć. Brat nie może trafić. Co do soboty, podaj mi swój nr to zadzwonię i wszystko Ci wyjaśnię.
Zapisałam mu numer na serwetce bo tylko to miałam pod ręką
-Dzięki, to do usłyszenia.
-Pa , pożegnałyśmy się i odprowadziłyśmy go wzrokiem.
-Myślisz, że powinnam pójść? – spytałam.
-Oczywiście – odparła bez chwili zastanowienia. – No to za powrót dawnej miłości. – Powiedziała podnosząc kufel.
Zaśmiałam się i podniosłam swój.
„Może pojawienie się jego osoby to znak żeby rzeczywiście coś zmienić” ? Z tą myślą wracałam do domu. Z przyjaciółką u boku, która komentowała zachowanie co niektórych ludzi w autobusie. Aby już tego nie słuchać spytałam:
-Co Ty na to żeby jutro z samego rana ruszyć na zakupy?
- Z samego czyli o 9 ? Spytała głosem, który mówił „Dziewczyno litości. Daj mi się wyspać.”
Słysząc to i widząc jej minę rzekłam – Nie no może być po 11.
-Ta godzina mi pasuje.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i wysiadając z autobusu zarządziłam jeszcze małe zakupy. Zakupiłam coś do jedzenia i po jednym Tymabrku dla każdej. Jak otworzyłam swój lekko się uśmiechnęłam.
-Co jest? – Spytała  Clarie.
Pokazałam jej. „ JESTEŚCIE SOBIE PRZEZNACZENI”
- A widzisz. Ja mówiłam Ci to już 3 lata temu a Ty nie słuchałaś.
Szturchnęłam ją lekko w bok co spowodowało, że oblała się sokiem. Zaczęłam się śmiać, ona spojrzała na mnie, po czym dołączyła do mnie. Śmiejąc się jak głupie i pijąc nasze soczki doszłyśmy do domu. Zrobiłam sobie co nieco na kolację, wzięłam kąpiel i poszłam spać.
Jak wstałam to Daria rozmawiała przez telefon. Weszłam do kuchni i zobaczyłam dwa kubki z kawą. Ucieszyłam się i zaczęłam smarować chleb masłem.
-O, hej.
-Jeejku. Cześć. Nie strasz mnie.
-Sorry.
-Dzięki za kawę.
-Spoko. Jedziemy do galerii?
-Mhm – mruknęłam siadając na szafce.
Daria widząc to spojrzała na mnie jak na nienormalną. A ja tylko wzruszyłam ramionami. – a co ?
- Nic. Zastanawiam się co kupić rodzicom.
-Coś się wymyśli.
Reszta śniadania upłynęła w ciszy. Chwilę przed południem ruszyłyśmy do centrum. Ludzi tyle jak by normalnie coś za darmo rozdawali. Michasiowi kupiłam plecak – najwyżej będzie miał kilka. Takich rzeczy nigdy za wiele. Justynie puzzle, niech się dziecko rozwija. Darii perfum, sama miałam kiedyś podobny a jej się bardzo podobał. Został jeszcze Maciek.. Z tym to już będę potrzebowała pomocy..
Zamówiłam sobie colę i czekałam na Darię, w między czasie dostałam sms-a od Patryka, że jeśli się namyśliłam to mam dać znać a on wieczorem zadzwoni.
- Co się tak cieszysz do tego telefonu?
- O hej, a nic po prostu ktoś o mnie pamiętał. Widzę , że wszystko kupione – zagadałam naciskając przycisk „WYŚLIJ”
- I to w nie najgorszych cenach.
- No to się cieszę, co kupić Maćkowi ?
- Książkę kucharską ?
- Zbyt oczywiste… Wiem ! chodź.
Nie wiedziała co się dzieje ale poleciała za mną do Empiku. Zaczęła pikać przy drzwiach , zanim zdołali zbadać o co chodzi to ja już za wszystko zapłaciłam. Okazało się, że nie oderwali jej czegoś tam przy spodniach…
- Co kupiłaś ? – Spytała ale było widać, że jest zła
- Podręcznik z ćwiczeniami do angola.
-Ooo, to on się jeszcze uczy ?
-Już nie ale bynajmniej będzie wiedział ile pamięta. Kiedyś on sprawdzał mnie a teraz role się odwróciły.
Wróciłyśmy do domu a ja cały czas się zastanawiałam czy dobrze robię jadąc do Patryka. Rozmyślania przerwał mi telefon.
-Hej… - usłyszałam lekko drżący głos Michała – Masz czas się spotkać?
-Cześć - odparłam zdziwiona. Tak, a stało się coś?
-Musimy pogadać. Za godzinę w parku. Na ławce przy mostku. Rozłączył się. Stałam lekko osłupiała. Darii powiedziałam coś aby tylko jej nie mówić, powiem jej po wszystkim.
Nie wiedziałam czego się spodziewać ale wiedziałam co ja chcę jemu przekazać, ale czekałam na rozwój wydarzeń.
Byłam chwilę przed czasem , usiadłam i podziwiałam zaśnieżone drzewa, zakochanych przytulających się do siebie.. Poczułam się samotna.
- Hej – rzekł i usiadł obok.
Czekałam co powie, było widać , że jest spięty.
- Co chciałeś mi przekazać? Spytałam choć chyba znałam odpowiedź.
- My… Ja… - jąkał się. Wziął głębszy oddech. – Nie mogę tak dłużej, chyba Cię nie kocham a…
- Chyba ?
- Spojrzał na mnie, tak nie kocham Cię. Chcę to zakończyć, nie chce żebyś dłużej przeze mnie cierpiała… Wybacz, że na same święta..- zawiesił się.
Spodziewałam się tego ale pomimo to nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Rozumiem, od początku wiedziałam, że ta znajomość nie ma sensu, więc w sumie dobrze, że kończy się to teraz niż miało by się ciągnąć nie wiadomo jak długo. Wstałam – wesołych świąt,  powiedziałam bez przekonania i odeszłam.
Nie czułam nic, a raczej poczułam zupełny spokój, uwolniłam się od niego i od tej cholernej nie pewności. Byłam wolna, i z tego należało się cieszyć. W drodze do domu zadzwoniła mama i oznajmiła że jutro o 18 mam się stawić u nich a potem tradycyjnie idziemy do babci. Omówiłam z nią małe szczegóły i postanowiłam zrobić sobie kolację, jak ją kończyłam Daria wróciła.
- Jak tam ? Gdzie byłaś – spytała
- Ja? To Ciebie nie zastałam jak wróciłam.
- Umówiłam się. Potem wpadłam do rodziców, sama wiesz. Odparła wstawiając wodę na kawę. Zawsze bardzo ją lubiła.
- Zakończyłam znajomość z Michałem
- To…. Dobrze [?]
- Tak sądzę. Lżej mi.
- Tym bardziej się cieszę.
- Jak jutro spędzasz wigilię?
- Jadę do rodziców na 18.
- To dam Ci klucze, bo zapewne wrócisz przede mną.
Spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Coooo..? po prostu idę do dziadków i nie wiem kiedy wrócę.
- Powiedzmy, że Ci wierzę.
Wystawiłam jej język. Ty lepiej wody pilnuj a nie głupoty pleciesz. Idę się wykąpać.
Zdążyłam wyjść spod prysznica a zadzwonił mój telefon.

- Rany… jest 23 komu się przypomniało o tej porze, zajęczałam po czym odebrałam telefon.
Jeśli przeczytacie to w miarę możliwości komenujcie, chce wiedzieć co myślicie o tym co piszę. 

sobota, 24 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 1

 Cześć. Dopiero zaczynam ale powiedzcie mi co myślicie.

Enjoy ~!

Siedziałam w salonie. Czekałam na koleżankę, miała przyjść pogadać. Dawno się nie widziałyśmy. Zadzwonił domofon. Otworzyłam. Po chwili zapukała. Ledwo otworzyłam już rzuciła mi się na szyję.
Mieszkała II piętra niżej, ale wyjechała studiować swoja wymarzoną architekturę. Ja filologię studiuję tu w Toruniu , ale o tym za jakiś czas. J
- Heeeeeeeej !.- krzyknęła rzucając mi się na szyje
-Cześć – odparłam ledwo dysząc
- Co u Ciebie ? , Jak studia ? ,Co u Twoich rodziców? Zadawała tysiąc pytań na minutę. No w sumie nic dziwnego, . nie widziałyśmy się ponad 2 miesiące. Skorzystałam z przerwy świątecznej i zaprosiłam ją na kilka dni.
- U mnie ok, jakoś sobie radzę na studiach. Lekko nie jest ale przecież nikt nie mówił ,że będzie. Would you like a cup of tea or coffee? – uśmiechnęłam się.
- Tea, please. – Odpowiedziała z uśmiechem.
Przygotowywałam herbatę i opowiadałam dalej.
- Rodzice mieszkają na Kościuszki , kupili małe mieszkanko na 1szym piętrze, a to przepisali na mnie. Wychodzi na to że spędzę tu całe swoje życie.
- Ale masz z tym mieszkaniem wiele miłych wspomnień, prawda?
Spojrzałam na Nią.
- Jeszcze pytasz? Uśmiechnęłam się. Chodźmy do mojego pokoju.
-Masz nowe meble ?!?!?! Jak mogłaś.. Lubiłam je.
- Wieem.. Ja też. Ciężko było, ale zostało moje zielone łóżeczko, no i dywan. Ale jego też chyba trzeba będzie wymienić.
- Ile on ma lat ?
- Częstuj się. –Wskazałam ciasto i ciastka. Ile? Jest tu odkąd pamiętam i chyba należy mu się już emerytura.
Rozejrzałyśmy się po pokoju.
Na ścianie zdjęcia z młodości zajęły fotki bardziej teraźniejsze.
- Kto to jest ? – spytała wskazując na jedno ze zdjęć.
- Paweł , odparłam wspominając naszą wspólną 2 dniową wycieczkę na Mazury.
Spojrzała  na mnie pytająco.
- No Paweł.
- Ten ?
- Ten - odparłam lekko się uśmiechając.
- No opowiadaj.
-Ale co mam opowiadać?- spytałam.
Wyjechałam, pozwiedzaliśmy, wykąpaliśmy się i tyle.
-I nic więcej?
-Nic, naprawdę. Ty lepiej opowiadaj co u Ciebie.
-Hmm.. zamyśliła się lekko. Studia lekkie nie są, strasznie dużo teorii a ja wolałabym przejść do praktyki. Serce cały czas samotne, cały czas czekam . Szymon się ostatnio odezwał ale znów nie wie czego chce… Wkurza mnie to trochę no ale cóż.
-Hmm no tak. Co Ty na to żeby wieczorem gdzieś  wyskoczyć?
-Na starówkę? Bardzo chętnie. Dawno po starówce nie chodziłam.
-A wyobraź sobie, że ja też Jakoś czasu ani chęci też za bardzo nie mam.
Uśmiechnęła się.
-To co dopijamy kawę i idziemy?
-A nie uważasz, że 19 to trochę za wcześnie ? Nie lepiej poczekać jeszcze z godzinkę czy dwie?
Kiwnęła głową i w jakże krótkiej drodze do kuchni zadała pytanie, którego w pewnym sensie się obawiałam.
-A jak Twoje relacje z Michałem ?
-Nijak. Od naszego ostatniego spotkania jak makiem zasiał
-Mhm. Mruknęła, i pomogła mi zmywać naczynia.
Po 21 skierowałyśmy się ku przystankowi. Brnęłyśmy w śniegu, którego jak na złość dość dużo leżało na ulicy i dość ciężko się szło
-Ehh , w Poznaniu jakoś tak dużo tego nie ma – westchnęła patrząc w niebo na spadające płatki śniegu.
Zaśmiałam się.- A to dopiero 22 grudzień. Kalendarzowa zima dopiero zaczyna się rozkręcać.
Uśmiechnęła się. – Masz już prezenty?
-Dla rodziców i dziadków. Zostali Ci najtrudniejsi.
-Taa, znam to.
-Ale mam już na oku prezent dla Maćka, no i dla Ciebie też. Musisz mi pomóc z prezentem dla Michasia i Justynki.
-Okeej. Tylko pamiętaj, że  zostały na tylko dwa dni.
-Wiem i to mnie martwi, ale spokojnie damy radę. Może dziś uda nam się coś kupić.
-Święta tradycyjnie na Łyskowskiego?
-Taaa, Marta z Jackiem jutro przyjeżdżają do rodziców a Tomek z familią zjawia się w wigilię.
-Babcia zapewne tryska radością.
-Taaa. Spojrzałam na nią i obie zaczęłyśmy się śmiać. Po opanowaniu śmiechu co nastąpiło tylko przez dziwne spojrzenia współuczestników ruchu autobusowego, którym się znajdowałyśmy, wysiadłyśmy przy teatrze ozdobionym jakże to licznymi lampkami.
-Dokąd teraz?
-Chodźmy na bulwar, zobaczysz jak Toruń jest ładnie oświetlony.
Przechodząc koło pomnika naszego astronoma jak zwykle lekko się uśmiechnęłam. Nie umknęło to uwadze mojej przyjaciółki.
-Co jest Eve? – Spytała. Na dźwięk tej ksywki uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Tyle lat a nadal tak na siebie mówimy. A to przez jedną książkę , no w sumie kilka.
J
-Nic, przypomniało mi się po prostu jak byłyśmy na Skyway w zeszłym roku i wpadłam tu na Niego..
-Pamiętam , rzekła – znikłaś mi wtedy na ponad godzinę , i wróciłaś jak gdyby nigdy nic cała w skowronkach.
- Ojjjj wiem, że się wtedy gniewałaś ale nie zapominaj że tamta rozmowa dużo nam wtedy wyjaśniła.
Uśmiechnęła się tylko i usiadła na ławce. A ja obok niej.
-Kochasz go ? – spytała po chwili wpatrywania się w zamarzniętą rzekę, która najwyraźniej nie zrobiła na niej zbyt wielkiego wrażenia.
Spojrzałam na nią jakby zapytała mnie o dokładną odległość pomiędzy Ziemią a Marsem ale doskonale wiedziałam o jakiego GO pyta.
-Tak, kocham. W zasadzie od naszego pierwszego spotkania coś do niego poczułam ale zastanawiam się czemu co jakiś czas znika, czemu tak dziwnie się zachowuje. Próbowałam z nim rozmawiać na ten temat ale mówi, że tak musi być, albo że to mnie się wydaje..  Muszę zrobić coś z tym i to szybko.. Inaczej obawiam się, że albo on to skończy albo ja… a tego bym nie chciała.. Za bardzo by mi go brakowało.
Monolog miałam chyba troszkę przydługi bo zauważyłam , że Daria patrzy w zupełnie inną stronę. Zamilkłam więc.
 Minęła dłuższa chwila zanim zorientowała się, że przestałam mówić.
-Sorry, zamyśliłam się. Słuchając Cię doszłam do pewnego wniosku… - powiedziała niepewnie
Kiwnęłam głową na znak, że ma mówić dalej.
-Nie uważasz, że powinnaś zastanowić się nad tą znajomością? Skoro facet pojawia się tylko wtedy jak sam nie może znaleźć sobie zajęcia to chyba coś jest nie halo. Ja na Twoim miejscu wygarnęłabym  mu wszystko a jeśli już to zrobiłaś a on dalej się tak zachowuje to…
-TAK TAK, wiem. – Przerwałam jej wiedząc doskonale co chce powiedzieć. Tylko to nie jest takie proste jak by się wydawało.
-Domyślam się , ale zrób coś z tym bo inaczej się wykończysz.
-Idziemy na piwo?
Spojrzała na mnie zaskoczona.
-No co ? – Mam dość siedzenia i dywagowania co by było gdyby, poza tym lekko zmarzłam. Nic nie powiedziała tylko wstała. Chyba wyczuła że nie chcę ciągnąć tematu.
W pubie zamówiłyśmy po piwie i sącząc je powoli przez słomkę wpatrywałyśmy się w śnieg padający za oknem.