środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 7

Otworzyłam je z promiennym uśmiechem na twarzy, ale zamiast Pawła ujrzałam Darię, która z impetem weszła w głąb przedpokoju.
- Nie dostałaś sms’a? – zapytałam z lekką obawą. Jak Paweł się tu zjawi to będę miała nie tylko ciekawy wieczór ale też jutrzejszy dzień, który upłynie mi na odpowiadaniu na niezliczoną ilość pytań przyjaciółki.
- Dostałam. Wpadłam tylko po..- zawiesiła patrząc na mnie… Mhm, już rozumiem. Randkę masz. Trzeba było mówić wprost. Nie wracałabym się po ubrania.
- Nie randkę, ja po porostu… - Przerwało mi pukanie do drzwi. „
No pięknie” pomyślałam. W momencie otwarcia drzwi niemalże widziałam zdziwienie na twarzy przyjaciółki mimo to, że stałam tyłem do niej. Za drzwiami natomiast nie ujrzałam tego kogo się spodziewałam.
- Grzesiek? Co Ty tutaj robisz… - zapytałam lekko zakłopotana
- Chciałem się dowiedzieć co z Darią.
- To czemu nie pojechałeś do szpitala?
- Nie wiem, do którego. Nie wiem nic. Martwię się o Nią. Mówiąc to niemalże rzucił mi się na szyje i zaczął płakać. Tak dwumetrowy światowej klasy sportowiec wypłakiwał mi się w moją dżinsową świeżo uprasowaną sukienkę.
Grzesiek! – Krzyknęłam na niego, wyrwałam się z jego objęć i poszłam do pokoju po telefon. Spisałam na kartce nr telefonu do Darii, do jej mamy, lekarza prowadzącego i na wszelki wypadek jeszcze na izbę przyjęć.
Wręczając mu kartkę powiedziałam Zadzwoń najlepiej do jej mamy, albo jedź do szpitala – tam Ci wszystko powiedzą.
- Nie wiem jak mam Ci dziękować. Ponownie rzucił mi się na szyję.
- Cześć, Paweł. Powiedział na odchodne. A ja dopiero po jego wyjściu zdałam sobie sprawę, że drzwi od domu były cały czas otwarte.
Nie wiele myśląc machnęłam ręką w stronę przedpokoju
- wchodź.
Wskazując na zdezorientowaną przyjaciółkę rzekłam
- Daria, ale ona zdaje się zaraz wychodzi.
- T t tak… Ja wychodzę. Minęła Pawła i wręcz zbiegła po schodach.
-Ja…. Bardzo Cię przepraszam za to przed chwilą. Już Ci wszystko wyjaśniam. Kawy czy herbaty się napijesz?
- Anka… uspokój się, usiądź odetchnij…
Spojrzałam na niego.
- Co się stało, że przyjechałeś do Torunia? – zadałam pytanie stawiając na gazie czajnik z wodą.
- Nie wiem czy pamiętasz…. Mam tu rodzinę i…
Jak bym mogła nie pamiętać, sam po powrocie z Mazur, wręcz prawie zaciągnął mnie do jakiejś tam kuzynki, i koniecznie musiał zapoznać z ciocią…
… ciocia jest załamana bo nie umie sobie z tym wszystkim poradzić. – Ty mnie w ogóle słuchasz?

- Jasne… - odparłam jak najpewniej tylko było to możliwe. – Ciocia…  - urwałam.. Usiadłam na krześle po drugiej stronie stołu. Cholerna nie tak sobie wyobrażałam te święta… Mruknęłam ze smutkiem.
Podszedł i objął mnie ramieniem. Spojrzał w oczy i powiedział z powagą: może ja nie potrzebnie przyjechałem, tylko zwalam Ci się na głowę. Już miał iść do przedpokoju i zarzucić Bełchatowską torbę na ramię kiedy jednym susem doskoczyłam do niego, odwróciłam twarzą do siebie i zagroziłam surowym tonem: Jeśli w tym momencie wyjdziesz, więcej możesz się do mnie nie odzywać, usunąć mój numer i o WSZYSTKIM zapomnieć – zaakcentowałam to słowo. Zostań, potrzebuje bratniej duszy.
Wrócił do stołu, ale bacznie mi się przyglądał… A ja obserwowałam jego, tak się w niego zagapiłam, że prawie wylałam czajnik z wrzątkiem…
- O nie moja droga tego już za wiele. - Odparł zabierając mi parujące naczynie. W tym o to momencie idziesz wziąć gorącą kąpiel… Spojrzałam na niego osłupiała.
- Jest szósta popołudniu
- Nie ważne, przyda Ci się – ochłoniesz. Wtedy znów będziemy mogli o czymkolwiek porozmawiać. Za pół godziny chcę Cię widzieć w salonie z uśmiechem na twarzy i burzą Twoich pięknych włosów mokrych od wody.
Gdy ja dalej nie pewna tego co właściwie robię nalewałam gorącej wody do wanny Paweł uchylił drzwi i zapytał szeptem…
- Mogę wyjąć z barku korkociąg.
- Jasne… - na co u licha mu korkociąg…
Po nie całych 20 minutach brana w sukienkę z dżinsu, która na szczęście nie była tak totalnie pognieciona przez Grzegorza K. i grzebieniem rozczesując włosy weszłam do salonu, gdzie Libero nie mal wcisnął mi do ręki kieliszek białego wina… no tak a do czego normalnym ludziom korkociągi..
- Od razu lepiej wyglądasz
- Szczególnie z tą zawieruchą na głowie… - nie patrz tak na mnie…. Kilkoma łykami wypiłam bladozieloną ciecz z kieliszka, sięgnęłam po butelkę…
- Nie rozpędzaj się tak… są święta.
- Gdzieś mam takie Boże Narodzenie…
Piliśmy w milczeniu… Po 3 wypitym kieliszku wyrwał mi go z ręki. I odstawił na drugi koniec stołu… Dobrze wiedział, że nie będzie mi się chciało po niego fatygować.
- co Ty….
- Starczy już. Idź spać.
- Najpierw wyganiasz mnie do łazienki a teraz do łóżka… Powoli Panie Zatorski, powoli…
Mimo moich szczerych oporów jakoś udało mu się mnie dociągnąć do mojego pokoju i usadowić na łóżku.
- No już. Śpimy.
- Ale ja nie chcę. Zrobiłam minę jak naburmuszona dziewczynka…
- Anka… błagam, połż się, nie mam siły z Tobą walczyć
Położyłam się, nie chciałam mu robić przykrości, w duchu moja podświadomość już mnie informowała, że ostro się jutro będę musiała przed nim z tego tłumaczyć.
- Paweł ja…. – powzięłam próby tłumaczenia…
Uciszył mnie dotyk jego ust…. Cholera jasna on to naprawdę zrobił?
-Śpij już. – Powtórzył te słowa już po raz kilkunasty. Usłyszałam zamkniecie drzwi i melodię wlewania bladozielonej cieczy do kieliszka… Nie chciał pić przy mnie… Ciekawe co go naprawdę tu przywiodło… Mam nadzieję,że nie przeszłość….


1 komentarz:

  1. Cudowne zakończenie wieczoru! <3
    Nie mogę się doczekać tego, co będzie dalej
    Informuj mnie o nowych rozdziałach! :3

    OdpowiedzUsuń